Dzisiejszym wpisem chciałam Wam pokazać jak bardzo pożyteczny był dla mnie zakup maszyny do szycia i jak bardzo cieszę się z tego, że od prawie 10 lat cały czas uczę się szyć. To właśnie dzięki temu nie muszę latać po krawcowych z byle pierdołą, rzadko kupuję sobie ciuchy ( a mojemu dziecku praktycznie już w ogóle), a dzięki temu, że sama szyję, noszę to co chce i jeszcze na tym zaoszczędzam. Nie ukrywam, że często bywam również w Second Handach, gdzie wynajduję rzeczy, w których widzę spory potencjał, które są w idealnym stanie, a z których można uszyć coś zupełnie nowego. Ta sukienka wpadła w oko mojej córce podczas naszych lumpeksowych łowów. Sukienkę bez zastanowienia odłożyłam na miejsce ponieważ była dość mocno zniszczona, ale na szczęście włożyłam ją z w powrotem do koszyka. O to krótka historia jak odnowiłam kostium z Lumpeksu kupiony za grosze.
Górna część gorsetu miała na sobie malowane, elementy z brokatem, które w większości odpadły.
W dolnej części sukienki zupełnie ten sam problem, oprócz tego organza była miejscami roztargana,
a podszewka z której została w głównej mierze uszyta spódnica była po pierwsze brzydka,
po drugie mocno poplamiona mazakami.
Gorset odświeżyłam, pozbywałam się klejonych brokatowych elementów i odprułam
"Snieżkową odznakę".
Wyprułam również poplamioną i dziurawą spódnicy
i zastąpiłam ją nową gładką spódnicą w jednolitym żółtym kolorze,
odrobinę marszczoną w talii.
Kostium kupiłam dokładnie za 2,80zł i kto powie, że się nie opłacało ? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz